🐌 Chcesz być na bieżąco z wpisami?

Starcie z ulicznym poetą

– Czy mogę zająć wam chwilkę? – młody, trochę zaniedbany mężczyzna patrzy na nas wyczekująco. Burza napuszonych loków zawinięta za uszy, drobny zarosty kojarzący się z pierwszym wąsikiem licealisty. Wzdycham ciężko. Znów ktoś będzie żebrał. Ita obok mnie, zupełnie niepoirytowana, odpowiada mu miękkim głosem:
– Jasne, czemu nie – uśmiecha się przy tym lekko.
Obcy patrzy na mnie.
– Pewnie i tak chodzi o kasę, więc wszystko jedno – mówię.
Mężczyzna ledwo dostrzegalnie wzdryga się, ale nie cofa. Wracam do przeglądania telefonu, w którym szukałam najbliższej czekoladziarni. Udaną magisterkę trzeba przecież uczcić, a czekolada to dobry start do jesiennego wieczoru w barze.
– Może jednak też posłuchasz? – zwraca się do mnie, oczy wielkie i brązowe jak owsiane ciastka. – Jak to coś ważnego – patrzy na mój telefon – to poczekam.
Wzdycham ponownie, patrzę na Itę i obcego zrezygnowana. Chowam telefon.

– Jestem początkującym poetą – mówi chłopak, a z przepastnego polarka w kolorze zgniłej zieleni wyjmuje plik folderów drukowanych tanim sumptem. – To są moje tomiki poezji – podsuwa mi jeden z nich pod nos. Gestem pokazuję, żeby podał go Icie. To przecież nie ja pozwoliłam mu mówić. Ita niepewnie nachyla się nad rozłożonym już folderem. Wiem, że poezja to raczej nie jej konik, a już w szczególności ta uliczna. Chłopak, tymczasem, przewraca kartki. 
– Wszystkie wiersze pisałem ja, a ilustracje robił mój przyjaciel. Bierzemy za to co łaska, naprawdę co łaska – widząc nasze nietęgie miny, dodaje pospiesznie:
– Mogę coś wyrecytować na próbę.

Ujmuje mnie tym trochę. Przypomina mi Anię z Zielonego Wzgórza, która w desperacji próbowała zarobić grosze na bilet na pociąg recytując prozę i poezję na dworcu. Zaczynam się zastanawiać, czy jednak nie kupić tego tomiku. Wiem jednak, że nie mam więcej w drobnych, jak trzy złote, a to, jak podpowiada mi intuicja, tylko go obrazi - a więc wywoła efekt odwrotny do zamierzonego. Zaczęłam już jednak grzebać w torbie w poszukiwaniu portfela, mówię więc w końcu:
– Mam tylko kartę – Ita mi wtóruje.

I kiedy myślę, że wyraz zawodu na twarzy chłopca będzie naszą ostatnią interakcją, słyszę:
– Ty masz problem z pieniędzmi – owsiane ciastka są we mnie utkwione. Widzę złość. Marszczę brwi. – Od razu powiedziałaś, że chodzi mi tylko o kasę! – podnosi głos obcy.
Chwila ciszy. Mrugam parę razy. 
– No i, jak się okazało, miałam rację. Po to do nas podszedłeś, więc w czym rzecz – zadaję pytanie retoryczne, więc nie silę się nawet na pytajnik na końcu zdania.
– W tym wszystkim – macha ręka z folderami – zobaczyłaś tylko kasę! – teraz już prawie krzyczy. – Masz problem z pieniędzmi, bo widzisz we wszystkim tylko pieniądze! Powinnaś to przemyśleć!

Stoi teraz z wypiętą klatą, wyczekująco. Ita obserwuje bez słowa. Patrzę w bok, na moment zatapiając się w poczuciu zaskoczenia. Ten gość naprawdę próbuje mnie atakować, co jest skrajnie idiotyczne z jego strony, ale on jeszcze o tym nie wie. Przez ułamek sekundy rozważam wyjęcie z torby swojego Zeszytu, w którym zapisuję również wiersze. Wiem, że to mogłoby wywołać interesujący efekt zaskoczenia i, zapewne, w jakimś stopniu załagodzić konflikt. Ale moment - ktoś właśnie mnie zaatakował, chce się napierdalać, więc dam mu to, czego chce. No dobra, czego ja chcę.

– A ja sądzę, że powinieneś przemyśleć swój sposób argumentacji. Wyjąłeś z kontekstu jedno zdanie, dorobiłeś do niego interpretację, nie zadając mi nawet jednego pytania, po czym próbujesz wciskać swoje wnioski – wyrzucam z siebie jednym tchem.
– O, czyli tobie się wydaje, że jesteś taka inteligentna, najinteligentniejsza na świecie! Czoło szerokie jak stół, a dalej nie widzisz nic ponad to! Musisz nad tym popracować, bo...
– A tobie się wydaje, że kim kurwa jesteś, że możesz tu występować w roli nauczyciela? – wchodzę mu w zdanie już agresywniej. – Nie masz przecież pojęcia, do kogo mówisz – dodaję trochę łagodniej. Ułamek sekundy z konsternacją na jego twarzy, ale widać, że nie skończymy tak szybko.
– Tobie się nawet nic nie da powiedzieć, bo przerywasz! A ja tu tylko... próbuję pomóc.
Parskam.
– Jakbyś chciał mi pomóc, to byś słuchał. A nie słuchasz nic a nic!
– Tobie po prostu głowa urosła jak balon od tego myślenia, a nie pojmujesz najprostszych rzeczy! – nadyma policzki i wykonuje teatralny gest, który ma sugerować rosnącą głowę. – Myślisz, że jesteś taka mądra, a nic nie wiesz i...
– Co ty właściwie próbujesz tym osiągnąć, co? Bo przecież masz pewność, że teraz już na pewno nic ci nie dam – marszczę brwi i obserwuję, jak cofa się o krok wpół zdania i szuka odpowiedzi na to pytanie. Za chwilę odzyskuje jednak rezon i kontynuuje swoją tyradę o mojej inteligencji. 
– Okej, czyli tylko podbudowujesz sobie ego – wtrącam. Stwierdzam w myślach z rozbawieniem, że jeszcze nikt nie próbował obrazić mnie komplementem.
– Gówno o mnie wiesz – przerywam mu szczeknięciem.
– Ja po prostu nie lubię, jak ktoś jest tak ograniczony!
– A ja nie lubię, kiedy ktoś chce ode mnie pieniądze na ulicy, wszystko jedno w jakiej sprawie! - odparowuję. 

Widzę, że chłopak spina się jeszcze bardziej i nie zamierza odejść. 
– Wystarczy. Nie będziemy tak rozmawiać – wykonuję dłonią gest, jakbym odsyłała niesfornego sługę. Sama siebie zaskakuję tą dozą lekceważenia. Jednak uliczny poeta, również nieco zaskoczony, nadal twardo stoi tam, gdzie stał, i gęba mu się nie zamyka. Robi krok wprzód.

Zaczynam się zastanawiać, czy za moment nie dojdzie do fizycznego zwarcia. Powoli taksuję go wzrokiem, przy okazji odszczekując i każąc mu odejść. Ma chude, blade ręce i wystający brzuszek. Lekko się garbi, nawet wtedy, gdy mnie werbalnie atakuje. Ciało człowieka nie mającego za wiele wspólnego z aktywnością fizyczną. To łatwy cel, jednak jest wyższy ode mnie przynajmniej o głowę. Żeby go uszkodzić, powinnam najpierw celować w podbrzusze, a potem - gdy się zwinie - odwinąć się z łokcia w ryj, zamachując się od dołu dla mocniejszego przyłożenia. Jeśli będzie próbował oddać, musiałabym go sprowadzić do parteru, tak dla pewności, że nie pozostanie nawet cieniem zagrożenia dla mnie i Ity.

Widzę, jak zaczyna do mnie powoli podchodzić. We mnie już się gotuje. Napinam się i automatycznie ustawiam do pozycji walki, chociaż ręce mam jeszcze przy bokach.
– Wypierdalaj! – podnoszę głos, patrząc mu głęboko w oczy. Czy to już ten moment, gdy muszę zaatakować pierwsza?

Poeta jednak się wycofuje, chociaż nadal peroruje o czole jak szafa trzydrzwiowa. Po kilku szybkich krokach znowu się odwraca.
– I ty też nie wiesz, do kogo mówisz! – woła. 
– No właśnie mi pokazałeś, całkiem szczegółowo! – odkrzykuję.
Chłopak odpowiada grymasem, pastiszem uśmiechu, i kończy akcentując środkowym palcem, po czym odwraca się szybko i przyspiesza kroku. Pokazuję to samo, już jego plecom.

– No tak czekałam, kiedy mu przypierdolisz – odzywa się Ita, odprowadzając go wzrokiem. 
Wybucham śmiechem.
– Aż tak było widać? – szczerzę zęby. – Mam nadzieję, że cię nie zestresowałam.
– Nie, co ty – Ita uśmiecha się szeroko.
Kontynuujemy poszukiwania czekoladziarni.

Komentarze