🐌 Chcesz być na bieżąco z wpisami?

Boski widok

Ten tekst jest trochę krwawy i może być nieprzyjemny. Czytaj tylko, jeśli masz ochotę na taki klimat. 

* * * 

Stał się naprawdę złym człowiekiem. Widziałam to w jego twarzy, kiedy zmuszał mnie do krzywdzenia innych tylko po to, żebym sama cierpiała. Dlaczego zgadzałam się na taki układ? Mam wrażenie, że jego nagła zmiana, o 180 stopni, mnie sparaliżowała. Trochę tak, jakby coś trzasnęło mu w głowie. Czułam, że odebrano mi moc sprawczą. Po raz drugi w życiu byłam autentycznie przerażona. Zastanawiam się teraz, czy to właśnie był smak grozy. Nie strachu, a grozy, o której tyle mi mówił. Strach przecież lubię. Jest jak popcorn, który zjada się z kolejnym horrorem, lub dokumentem o seryjnych mordercach. Albo bójką słyszaną za rogiem podziemnego przejścia w środku nocy. To było coś innego.

Moje wspomnienia zmieszały się w lepką kulkę. Wyraźnie zapamiętałam tylko ostatnią scenę, która stała się dla mnie nowym początkiem. Chociaż nie trzymał bezpośrednio mojej dłoni, czułam jego ucisk na swoim nadgarstku. Ten przechylał delikatnie fiolkę z kwasem. Kwas kapał na twarz bliskiej mi osoby, odurzonej chyba jakimś narkotykiem. Każda kropla powoli topiła coraz więcej mięsa. Patrzyłam z niedowierzaniem na jej nos i policzki, które powoli spływały, jakby były ulepione z wosku, mieszając się z moimi łzami. 

Nie mogłam tego znieść. W końcu udało mi się odepchnąć i odrzucić naczynie z kwasem. Wiłam się na podłodze, krztusząc się i jednocześnie próbując zaczerpnąć oddech. Nagle, obok mojej głowy, zauważyłam dwa kocięta, które przygarnęłam wcześniej tego dnia. Dwa puchate, rude maleństwa. W mig zrozumiałam, że on może w każdej chwili kazać je pozabijać. Jakby słysząc moje myśli, powiedział:
– Może jutro... a może nie – uśmiechnął się krzywo.

Tego było dla mnie za wiele. Tym razem mi coś trzasnęło w głowie. Krzyknęłam, że odchodzę stąd i zabieram ze sobą kotki. 
– Jeśli odejdziesz, to się zabiję. Ale zanim... – Nie usłyszałam jednak co "zanim", ponieważ uchyliłam powieki. Jego głos odpłynął, jakbym nagle zanurzyła głowę w wodzie. Przez malutką szparę, moje źrenice złapały odrobinę porannego słońca. Teraz już wiedziałam, że to sen. To nie był prawdziwy "on". Emocje jednak nie zelżały, bo byłam nadal zaangażowana w fabułę. Na dodatek miałam ze sobą nową broń - informację. Zamknęłam oczy i wróciłam do tego zimnego, sennego pokoju. Podniosłam się z podłogi i, już bez cienia grozy, powiedziałam patrząc mu prosto w twarz:
– Nie wiem czym jesteś i kto cię przysłał, ale nie masz już nade mną władzy.

Fałszywy on próbował się bronić, zastraszyć mnie, ale chyba sam już wiedział, że przegrał. Nagle mroczny pokój, w którym byliśmy, rozpadł się i stanęliśmy na rozgrzanym bruku słonecznej ulicy, otoczonej szpalerem drzew. Po niebie snuły się piękne, kolorowe, pastelowe chmury. Wskazałam na nie i, sama nie wiem dlaczego, powiedziałam:
– Nawet bogowie już cię rozpoznali.

Moim pierwszym impulsem było: zabić go. By nie mógł już nikogo skrzywdzić. Kiedy jednak lina zawinęła się wokół gałęzi i jego szyi, uznałam, że nie zniżę się do jego poziomu. A przynajmniej nie teraz, kiedy jeszcze nie wiem wszystkiego. Przywołałam jednego rudego kotka i zamieniłam go w kuca, równie pastelowego, co chmury nad naszymi głowami. 
– Matyldo, zaniesiesz go na najbliższy targ i wystawisz na sprzedaż – zwróciłam się do kuca. Z jakiegoś powodu wiedziałam, że tak powinna się nazywać.

"Zobaczymy, czy zgłosi się po niego prawowity właściciel", dodałam w głowie, patrząc na fałszywka. Ten pojawił się już na grzbiecie Matyldy - leżał na plecach, przywiązany złotymi postronkami. Odjechali w górę uliczki. Boski widok.

Komentarze